Każdy z nas ma takiego autora,
którego po prostu kocha. Wydaje nową książkę? Kupujesz ją bez zastanowienia.
Nie ważne, czy romans, horror, bajka dla dzieci, kryminał, cokolwiek, to w końcu
Twój autor. Ja też mam takich autorów, których pracę darzę szczerą miłością. A
jaka jest szczera miłość? Trudna.

Za dość dobry przykład posłuży mi
J.K. Rowling (ja co prawda jej nie wielbię, ale o tym później). Wielu kocha sagę
o Harrym Potterze. Jakie więc były reakcje na wieść, że zostanie wydana ósma część
serii? I to w formie sztuki? (i tu pojawiają się głosy, że to przecież nie ona
to napisała, że to jakiś Jack Thorne i inny John Tiffany. Wiem. Ale dlaczego
nazwisko Rowling wciąż znajduje się na okładce? Pani J.K. przyczyniła się do
powstania tej historii w znacznie większym stopniu niż jesteśmy gotowi przyznać.
Ale to nie jest kwestia aż tak istotna). Wracając do przeklętej książki, znaczy
Przeklętego Dziecka. Zdania są podzielone. Nie chcę dyskutować, czy to
dobra czy zła książka. Chodzi mi o to, że na wieść: Hej, J.K. Rowling wydaje
nową książkę. W sumie nie będzie to powieść, ale... I wszyscy są
podekscytowani. Premiera? Kolejki. Można ją wcześniej kupić po angielsku?
Zamawiam. Pomimo mieszanych opinii wszyscy ruszyli szturmować księgarnie. Bo to
J.K. Rowling. I nagle okazuje się, że pewnym osobom książka nie przypadła do
gustu. Co teraz?
Wersja A: To nie J.K. Rowling to napisała, to wina Jacka Thorne’a.
Wersja B: Książka? Jaka książka? Ta książka? Nie.... To nie książka. To sztuka
teatralna. Ja jej nie uznaje.
Wersja C: Cóż... Miło było znów wrócić do Hogwartu, ale... natrafiłam/em na
parę sprzeczności z kanonem i... ten... tego, to po prostu nie było TAK dobre.

Miłość to złożone, trudne do
zdefiniowania zjawisko, często utożsamiane z uczuciem, które przejawia się w
relacji do drugiej osoby (lub obiektu), jak twierdzi Wikipedia. Tu ma rację. A
miłość do autora? Kochając trudno jest oceniać obiektywnie. Po przeczytaniu
kiepskiej książki Naszego Autora często myślimy, że nasze rozumowanie było w
pewien sposób błędne. To nie może być nasz ulubiony autor, skoro napisał coś
takiego. Czujemy, że jesteśmy w błędzie, ale nie chcemy się do tego przyznać. A
w błędzie wcale nie jesteśmy. Każdy ma prawo do gorszej książki. Miłość polega
na dostrzeganiu i akceptowaniu wad drugiego człowieka, a w tym wypadku faktu, że coś się nam w danej powieści nie spodobało. Nasz Autor pozostaje Naszym Autorem.

Teraz czas na inny aspekt. Pisząc
to, myślę o czytelniczym podsumowaniu roku 2016 i o najlepszych książkach,
które chciałabym w nim umieścić. I tu nasuwa się pytanie: czy mam w tym
zestawieniu umieścić Ricka Riordana? On to taka moja J.K. Rowling. Za Harrym
Potterem nie przepadałam, jak byłam mała; jego miejsce zajął Percy Jackson, z
którym dorastałam i bardzo się utożsamiałam. Uwielbiam twórczość Ricka Riordana
i jego wszystkie książki. Potrafię przyznać, jeżeli trafi się jakaś gorsza, na
przykład pierwsza część serii o Magusie Chase’e nie przypadła mi do gustu aż
tak bardzo jak pozostałe powieści. Ale umiem się z tym pogodzić. Jdnakże, jak
już wspomniałam, czy w gronie najlepszych książek roku 2016 mam umieścić Ukrytą
Wyrocznię lub Magnus Chase. Młot Thora?? Dla mnie te książki są
idealne, ale są równocześnie tak jakby poza konkurencją. Chcę dać wyraz mojemu
zachwytowi, lecz jednocześnie nie chcę zabierać miejsca autorom, których dopiero
odkrywam, ale którzy również mnie zafascynowali? I co ja mam zrobić? Szczerze
mówiąc, nie wiem. Riordan jest poza rankingiem. On po prostu jest.
I to tyle, jeżeli chodzi o moje rozważania. Kochajmy swoich autorów! Jednakże niech to uwielbienie nie będzie bezmyślne!
Jeżeli chcielibyście coś dodać, to piszcie w komentarzach. Jacy są Wasi ukochani autorzy?
A tymczasem,
Miłego Dzionka Życzę :D